Autor Wiadomość
Daciuch
PostWysłany: Czw 17:13, 23 Mar 2006    Temat postu: Postacie do RPG

Zapraszam tu wszytstkich którzy chcą się podzielić historiam swoich wampirzych(lub innych) postaci. Na pierwszy ogień rzucam swoją niedawno stworzoną postać do wampira maskarady. Nie jest ona dokońca dopracowana, ale cóż czekam na wasze komentarze:)


Urodziłem się w 1876 roku w Nowym Jorku. Moi rodzice byli imigrantami z Hiszpanii. Powodem ich ucieczki był kryzys finansowy i duże bezrobocie. Mieli nadzieje, że w USA im się poszczęści. Jednak się mylili, zupełnie inny klimat niż w Europie zachodniej i inne choroby, niespotykane na starym kontynencie, spowodowały ich śmierć. Miałem wtedy 4 lata. Zaopiekowali się mną księża. Przez 15 lat żyłem w kościelnym sierocińcu, nie mogłem narzekać. Pokoje mieliśmy 4 osobowe, w sumie w budynku przyklasztornym było nas 20, sami chłopcy. Księża przykładali duży stosunek do naszego wykształcenia, sami nas nauczali, poza podstawowymi przedmiotami jak matematyka, język angielski, historia, geografia i biologia, mieliśmy jeszcze łacinę, bibliotekoznawstwo i biblio znawstwo. Czas w sierocińcu minął mi głównie na nauce. Dodatkowo mieliśmy nauki śpiewu. Kiedyś zachorował nasz organisty, śpiewaliśmy wtedy przy akompaniamencie głosu naszego opiekuna. W czasie przerwy podszedłem do organów i zacząłem grać tak jak organista. Od tego momentu byłem zwolniony z lekcji śpiewania, uczyłem się z kolei gry na organach. W wieku 19 lat po wszystkich końcowych egzaminach skończyłem u księży nauczanie. Wysłali mnie na studia do Juilliard School of Music. Była to wyższa uczelnia muzyczna. Uczyłem tam się przez 6 lat. Nauczyłem się grać głównie na skrzypcach, fortepianie. Po roku tułaczki po mieście i szukania pracy dostałem wreszcie możliwość przyzwoitych zarobków. W jednej z renomowanych restauracji miałem grywać wieczorami i nocą na fortepianie. Prace przyjąłem bez wahania, w końcu miałem robić to co lubię. Dużo ludzi się przewijało przez ta restauracje, ale po czterech miesiącach gry widziałem już kto jest stałym klientem, bywalcem. Wtedy zaczęły się również propozycje dorabiania. Miałem chodzić na różne bankiety i tam grać. Wtedy zacząłem dosyć sporo zarabiać. Można powiedzieć że żyłem jak królSmile Najczęściej zapraszał mnie na swoje bale, bankiety niejaki Gaston. Po pewnym czasie zrezygnowałem z pracy w restauracji, ponieważ zatrudnił mnie Gaston. Miałem być jego chłopcem do towarzystwa. Całe dnie miałem wolne, a wieczorami zawsze musiałem być w jego domu jak był bankiet to grałem. Jak akurat siadał przed kominkiem to z nim rozmawiałem. Poza mną było jeszcze trzech innych „chłopców do towarzystwa”. Gaston stopniowa wprowadzał tematy biblijne, satanistyczne i okultystyczne. Zdziwiła go moja wiedze na temat biblii i znajomość łaciny. Można powiedzieć ze dzięki znajomości tych tematów stałem się jego ulubieńcem. Zaczął mnie zabierać na różnego typu spotkania. Były one dosyć dziwne, odbywały się zawsze nocą, ludzie którzy z nim się spotykali patrzyli na mnie nieufnie i traktowali z góry. W moje 27 urodziny Gaston powiedział że da mi niezapomniany prezent. Wtedy się nie domyślałem o co mu morze chodzić, ale teraz już wiem i ten dzień wspominam dosyć miło. Zabrał mnie do pewnej osoby, był to mężczyzna w kwiecie wieku. Gaston postawił mnie w odległości 10 metrów od niego i zapytał się mężczyzny „czy mogę”, on po długim namyśle powiedział tak. Jeszcze nie wiedziałem o co chodziło w tym wszystkim. Mój dobroczyńca zabrał mnie do swojego domu, kazał mi usiąść w fotelu i powiedział że teraz zrobi coś czego nigdy nie zapomnę. Wiem że rzucił się na mnie i ugryzł mnie w szyje, słyszałem bicie swojego serce, które powoli słabło i zamierało. Nagle na ustach poczułem żar, płyn tak słodki jak nic innego na świecie, zacząłem pić, piłem jak małe dziecko pije mleko. Następne dwa tygodnie spędziłem w osobnieniu, dostawałem tylko pojemniki z czymś do picie, zamknięty w pokoju. Nie pamiętam co się ze mną działo. Gaston po tym czasie wszedł do mnie, pomimo całkowitej ciemności widziałem go wyraźnie, czułem jego zapach, słyszałem jak krew mu krąży mu w żyłach. Wtedy już się domyśliłem czym, a raczej kim jestem. Uśmiechnąłem się do niego wstałem i wyszedłem. Tak moje ludzkie rzycie przerodziło się w wampirze. Od roku 1903 jestem wampirem. Mój ojciec początkowo wprowadzał mnie w całe życie wampirze, uczył polować, wybierać starannie ofiary, mówił jak mam się zachowywać w obecności innych, starszych wampirów. Powoli pozwalał mi działać na własną rękę. Miałem od czasu do czasu wykonywać jego polecenia. Schronieniem moim cały czas był jego dom. W 1912 raku Gaston zapytał się czy pamiętam tego osobnika do którego mnie zaprowadził tuż przed przemienieniem. Pamiętałem dosyć dobrze, był to książe Nowego Jorku. Odpowiedziałem mu twierdząco, on się tylko uśmiechnął. Znałem go już na tyle dobrze że wiedziałem co ten uśmiech oznacza. Przeraziłem się na początku, w końcu on chciał obalić księcia i przejąć władze w Nowym Jorku, ale po chwili i na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Zaczęliśmy planować, kombinować, szukać sprzymierzeńców i kłócić różne klany wampirze. Efektem naszych starań był kryzys i ciągłe wojny o wpływy. Mocno osłabiliśmy władze księcia, momentem kulminacyjnym był rok 1929. Nasze wojny klanowe odczuli nawet ludzie. Ja i Gaston mieliśmy tak duży wpływa na rynek amerykański, wykorzystaliśmy. W tym roku spowodowaliśmy wielki krach na giełdzie. Wszystkie liczące się rody wampirze w Nowym Jorku zostały pozbawione środków do egzystencji. My wcześniej się zabezpieczyliśmy i w wyniku jako jedyni byliśmy w stanie zaprowadzić spokój między wampirami. Ówczesny książe, zrezygnował z władania Nowym Jorkiem i tak o to Gaston objął opiekę na miastem i całymi terenami wokoło niego, a ja byłem jego prawą ręką. Przez pierwsze 10 lat staraliśmy się uspokoić sytuacje, uzależnić klany wampirze od nas, w dużym stopniu udało nam się to. Przez kolejne lata Gaston walczył na arenie całych Stanów Zjednoczonych, nie wszyscy chcieli uznać jego władzy nad Nowym Jorkiem. Ja się już w tą politykę nie bawiłem, miałem się zająć Nowym Jorkiem i pilnować żeby nikt nie knuł przeciw nam. Na przełomie lat 1957/58 Gaston miał silną pozycje, wtedy zaczęliśmy rozmawiać o Europie, zwłaszcza jej wschodniej części. Nie posiadaliśmy zbyt dużej wiedzy o tym jak to tam jest. Gaston chciał bardzo poza Nowym Jorkiem władać innymi stanami, ale potrzebował do tego wsparcia z zewnątrz. W 65 roku wysłał mnie do Polski, nie byłem zbytnie z tego faktu zadowolony, nie chciałem zmieniać miejsca pobytu, miałem tu wszystko, o nic nie musiałem się martwić, ani niczego obawiać. Jednak nie sprzeciwiałem się jego woli, widziałem w tym szanse dla siebie. Wiedziałem że wysyłając mnie do Polski (niestety nie wiem czemu padło na ten kraj) liczy na to że przejmę tam władze, w wyniku czego sam mogłem stać się kimś ważnym, takim księciem. Więc jak już wcześniej powiedziałem w 65 znalazłem się w Polsce. Miałem zamieszkać pod miastem Kraków w Dobczycach. Moją nową siedzibą był niewielki, ale za to piękny średniowieczny zamek. Moim opiekunem był niejaki Eryk, przez pierwsze lata poznawałem historie i kulturę tego kraju, oraz język polski, starałem się wyzbyć również akcentu angielskiego, który mógł mi przeszkadzać. Trudna sytuacja polityczna tego kraju nie pozwalała mi przedsięwziąć żadnych poważniejszych rzeczy. Ale wyrabiałem sobie znajomości, znałem parę miejsc w Krakowie w których zawsze mogłem przenocować, a właściwie przedniować. Wyrabiałem sobie znajomości i pozycje. Pomimo mojego X pokolenia, niektóre starsze wampiry nawet mnie szanują. I tak sobie dalej żyje i czekam na rozkazy od Gastona.

Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group